Dziennik Polski, Nr 248 (829); Wtorek, 24-10-2000

Trzy metry premii

Gromadzone przez lata oszczędności miały pozwolić na zakup mieszkania
o powierzchni 44 m kw.

(INF. WŁ.) Gdy obywatele PRL-u wpłacali wkłady na mieszkaniowe książeczki oszczędnościowe, państwo gwarantowało, że gromadzone w ten sposób oszczędności pozwolą na zakup mieszkania o powierzchni 44 metrów kwadratowych. Dziś państwo wypłaca posiadaczom książeczek premie gwarancyjne, które wystarczają na zakup 3 metrów kwadratowych mieszkania.

W PRL-u książeczki mieszkaniowe cieszyły się dużą popularnością, bo dawały nadzieję na otrzymanie mieszkania spółdzielczego, choćby po kilkunastu latach oszczędzania. W latach 80. okazało się jednak, że kilka milionów właścicieli takich książeczek będzie bez końca czekać na przydział lokalu. Na początku lat 90. postanowiono więc wypłacać premie gwarancyjne tym, którzy zdecydują się zlikwidować książeczki i będą starali się samodzielnie uzyskać mieszkanie.

Pieniędzy na premie gwarancyjne jest relatywnie coraz mniej, a i zainteresowanie nimi zmniejsza się, bo z tych premii korzystają przede wszystkim ci, którzy są w stanie kupić sobie mieszkanie albo je rozbudować. W 1993 r. zlikwidowano 335 tys. książeczek mieszkaniowych, w 1996 - 197 tys., a od 1997 likwiduje się po około 150 tys. książeczek rocznie. W tegorocznym budżecie państwa zarezerwowano pieniądze tylko na likwidację około 90 tys. książeczek.

W związku ze wzrostem cen mieszkań rosły także średnie premie za likwidację książeczki - w roku 1996 premia sięgała 4,1 tys. zł, w r. 1998 - 6,3 tys. zł, w 1999 było - około 7 tys. zł. W tym roku średnia premia ma osiągnąć 8 tys. zł. Dziś ta kwota nie stanowi nawet równowartości 3 metrów kwadratowych mieszkania. W latach 70. państwo gwarantowało, że oszczędności zgromadzone na książeczkach wystarczą na zakup mieszkania o powierzchni 44 metrów kwadratowych.

Polacy mają w szufladach jeszcze około 2,8 mln książeczek mieszkaniowych. Gdyby na premie gwarancyjne przeznaczano w budżecie państwa takie kwoty, jak w ostatnich latach, to ostatnie książeczki zostaną zlikwidowane za 20 lat.

Wczoraj gośćmi wicewojewody małopolskiego Jerzego Meysztowicza byli członkowie Krakowskiego Stowarzyszenia Oczekujących na Mieszkanie. Wręczyli oni wicewojewodzie list do premiera, w którym piszą, że państwo nie wywiązuje się ze zobowiązań i w ten sposób łamie konstytucję. List podobnej treści został także skierowany do Klubu Parlamentarnego UW, którego przedstawiciele, Stanisław Kracik i Józef Lassota, byli obecni na spotkaniu.

Stowarzyszenie liczy około 700 członków, ale w Małopolsce niewykorzystane książeczki mieszkaniowe ma około 40 tys. osób.

KOMENTARZE

JERZY MEYSZTOWICZ, wicewojewoda małopolski: - Jako urzędnik administracji publicznej jestem całkowicie bezradny wobec tego problemu. Nie mam żadnych możliwości działania. Jedyna droga rozwiązania problemu prowadzi przez parlament. Jeżeli decyzja w tej sprawie nie zapadnie w Sejmie, to żadne deklaracje nie będą miały pokrycia. Jeden wyłom już zrobiono - dla posiadaczy przedpłat na samochody. Nie rozumiem, dlaczego książeczki mieszkaniowe traktowane są inaczej.

STANISŁAW KRACIK, poseł UW: - Jak długo nie będzie w budżecie państwa choćby drobnej kwoty na ten program, tak długo nie można mówić o jakichkolwiek perspektywach. Chodzi o to, by już w przyszłym roku w budżecie znalazła się choćby drobna kwota, na przykład na oszacowanie skali problemu. Jest szansa na taką poprawkę już do przyszłorocznego budżetu; AWS musi szukać partnera do poparcia budżetu, a więc musi pójść na ustępstwa.

BOLESŁAW NATANEK, prezes Krakowskiego Stowarzyszenia Oczekujących na Mieszkanie: - W stosunku do nas została złamana zasada zaufania obywatela do państwa. Naruszono także zasadę równości. Oczekujemy, że władze podejmą konstruktywne i poważne działania, aby wywiązać się ze zobowiązań wobec posiadaczy książeczek mieszkaniowych, choćby tak jak wobec tych, którzy dokonali przedpłat na samochody.

(GEG)