Dziennik Polski, 16 czerwca 2000

Alternatywy 39

Zdaniem sądu, sytuacja konfliktowa w kamienicy nie przekreślała predyspozycji Jana L. do stanowiska zarządcy

Czy można kilkakrotnie zamienić tę samą garsonierę i przejąć tym sposobem połowę zabytkowej kamienicy w centrum miasta? Można. Udowodnił to Jan L. Legalnie - jak zapewnia. I choć radni dzielnicy, na terenie której budynek się znajduje, twierdzą, że przejmowanie przez rodzinę L. mieszkań z zasobów gminy odbyło się "z rażącym naruszeniem prawa", nikomu włos z głowy dotychczas nie spadł. Sprawę ostatecznie zamknęło orzeczenie Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Krakowie, stwierdzające, iż "skutki prawne decyzji o zamianie mieszkań - podjętych, co prawda, z naruszeniem prawa - są nieodwracalne".

Z akt sprawy: 24 marca 1991 r. Ewa L., właścicielka garsoniery przy ul. Koniunkcji 25/100, dokonała dobrowolnej zamiany mieszkań z Zofią R., najemczynią lokalu przy ul. Alternatywy 39/3. Pani R. została właścicielką garsoniery, Ewa L. wraz z mężem - na podstawie decyzji prezydenta Krakowa - otrzymała zaś przydział na mieszkanie przy ul. Alternatywy. 25 maja 1992 r. Jan L. wykupił od gminy ten lokal. 26 października - umową darowizny - przekazał go małoletniemu synowi Dawidowi.

Zanim mieszkanie pod "trójką" zmieniło właściciela, 11 lutego 1992 r. Ewa L. złożyła do Wydziału Mieszkaniowego kolejny wniosek o zamianę garsoniery przy ul. Koniunkcji 25/100 na mieszkanie w kamienicy przy ul. Implikacji 14. Przydział na to mieszkanie posiadała Czesława W. Tym razem pani L. występowała jako najemczyni garsoniery. Wystarczyło jednak, że przedłożyła w urzędzie pisemną zgodę właścielki, pani R., na zamianę. Kolejna decyzja o zamianie mieszkań zapadła już 2 marca 1992 r.

Następna - 24 marca 1992 r. Tym razem Ewa L. zamieniła się mieszkaniem z Krystyną K., posiadającą przydział na lokal pod "dwójką" w budynku przy ul. Alternatywy 39. Pełnomocnikiem pani K. przy zamianie mieszkania był mąż Ewy L.

Leczenie i zamiany

W tym czasie rodzina L. posiadała kilka tytułów prawnych do mieszkań w Krakowie. Oprócz dwóch - własnościowego i lokatorskiego - uzyskanych z zasobów gminy w wyniku zamian, w kamienicy przy Alternatywy 39 lokal własnościowy posiadała także ich 12-letnia wówczas córka (otrzymała go w spadku po babci). Dodatkowo Jan L. posiadał własnościowe spółdzielcze mieszkanie w innym rejonie miasta. Gdy sprawa wyszła na jaw, radni Dzielnicy I wystąpili do prezydenta miasta o zarządzenie kontroli wewnętrznej "we właściwych dla sprawy służbach Wydziału Lokali i Budynków Urzędu Miasta Krakowa".

- Sprawa ma nie tylko wymiar prawny, ale i etyczny. Kontrahentki zamian mieszkań to osoby starsze i samotne. Z racji adresu zamieszkania były objęte opieką lekarską w Przychodni Rejonowej nr 1 przy ul. Skawińskiej, w której na stanowisku lekarza zatrudniona była Ewa L. Ona je leczyła i meldowała się w ich mieszkaniach. Jej mąż, Jan L., był zaś ich pełnomocnikiem przy zamianach mieszkaniowych. Wkrótce po przeprowadzeniu transakcji kontrahentki umów zamian umierały. Przykładowo; 10 kwietnia 1992 r. Ewa L. zameldowała się w mieszkaniu Czesławy W., zamiana lokalu nastąpiła 24 czerwca, a pani W. zmarła 13 lipca 1992 r. - argumentował Zarząd Dzielnicy I Miasta Krakowa.

Okoliczności zamian mieszkań pozostaną tajemnicą. W 1996 r. Wydział Lokali i Budynków UMK złożył wprawdzie w tej sprawie doniesienie do prokuratury, jednak nie znaleziono podstaw do wszczęcia dochodzenia. Ewa L. zmarła w ub. roku. Jej mąż nie zamierza zaś obecnie rozmawiać z dziennikarzami na temat szczegółów transakcji. Przyznaje, że był autorem pomysłu i zapewnia, iż wszystko odbyło się zgodnie z literą prawa.

Nieodwracalny błąd?

Interwencje radnych niewiele wskórały. Wprawdzie w 1993 r. Kolegium Odwoławcze przy Sejmiku Samorządowym dawnego województwa krakowskiego unieważniło decyzje o zamianach mieszkań, stwierdzając, iż doszło do "rażącego naruszenia" obowiązującego wówczas prawa lokalowego - zakazującego zajmowania przez jedną osobę lub małżonków dwóch lub więcej mieszkań - postanowienie to jednak uchylił Naczelny Sąd Administracyjny.

Samorządowe Kolegium, rozpatrując po raz drugi sprawę, znacznie złagodziło swe poprzednie stanowisko. Uznało bowiem, że "naruszenie prawa nie miało charakteru rażącego" i nie uzasadnia stwierdzenia nieważności decyzji o zamianach mieszkań. "W obowiązującym stanie prawnym brak jest przepisów nadających organom administracji kompetencję do przywrócenia stanu poprzedniego. Tak więc odwrócenie skutków prawnych decyzji podjętych - co prawda - z naruszeniem prawa nie leży obecnie w granicach właściwości organów orzekających" - tym stwierdzeniem Kolegium ostatecznie rozstrzygnęło sprawę.

Urzędnicy magistraccy nie chcą dziś oficjalnie komentować decyzji, na podstawie których rodzina L. przejmowała mieszkania w kamienicy. - To był błąd. Niestety, nie do naprawienia - stwierdza lakonicznie Anna Tatara z Oddziału Lokali Mieszkalnych Wydziału Architektury, Geodezji i Budownictwa UMK. Nieoficjalnie i przy zastrzeżeniu "tylko bez żadnych nazwisk" inni pracownicy urzędu mówią: - Takie kombinacje nie mogłyby dojść do skutku bez współdziałania państwa L. z którymś z urzędników.

Były pracownik Wydziału Prawnego UMK wprost przyznaje, że umowę notarialną - przy zakupie przez Jana L. mieszkania nr 3 w kamienicy przy ul. Alternatywy 39 - w imieniu skarbu państwa podpisał urzędnik, w stosunku do którego prowadzone było postępowanie karne za nadużycia w sprawach mieszkaniowych.

Pozew kuratora

Korzystne dla rodziny L. rozstrzygnięcie Kolegium Odwoławczego nie zamknęło ostatecznie sprawy. Przeciwnie - konflikt wokół kamienicy zaczął przebierać na sile. Akta dotyczące budynku przy ul. Alternatywy 39 w dalszym ciągu krążą po prokuraturze, sądach i najrozmaitszych urzędach. Początkowo spór toczył się między Janem L. i gminą, współwłaścicielką kamienicy. Chodziło głównie o zyski z wynajmu lokali użytkowych. Kiedy jednak Jan L. odciął dopływ wody do niektórych pomieszczeń i wystąpił do sądu z pozwami o eksmisję najemców, siłą rzeczy do konfliktu zostali włączeni lokatorzy.

- Jan L. już w grudniu 1991 r. zwrócił się do nas o przyznanie mu zarządu budynkiem - opowiadają urzędnicy z Zarządu Budynków Komunalnych. - Odmówiliśmy, bo naszym zdaniem nie dawał gwarancji prawidłowego spełniania tej funkcji. Zarząd kamienicą to nie tylko ewentualny remont i sprzątanie, ale przede wszystkim odpowiednie traktowanie lokatorów. Najemcy zarzucali mu tymczasem arogancję i skłonność do konfliktów. Podobne obawy wyrażali radni Dzielnicy I. Odmowa przekazania zarządu uzasadniona była również tym, iż w kamienicy znajdowały się dwa lokale użytkowe, należące do gminy i przynoszące jej znaczne dochody.

Jan L. nie pogodził się jednak z takim stanowiskiem gminy i w styczniu 1993 r. wystąpił w tej sprawie do sądu. Pozew formalnie "firmowała" kurator sądu dla nieletnich, reprezentująca małoletnie dzieci państwa L., właścicieli dwóch mieszkań w kamienicy. Jan L. był jedynie uczestnikiem postępowania. Stanowisko gminy w tej sprawie było niezmienne. Radca prawny UMK wniósł o odrzucenie pozwu. "Pan L. jest osobą konfliktową, zmierzającą w istocie do zagarnięcia dla siebie i swojej rodziny całości praw do kamienicy. Nie daje gwarancji materialnej dbałości o budynek, gdyż przede wszystkim nie realizuje ustawowych obowiązków - przez wiele lat nie uiszczał czynszu dzierżawnego za mieszkania" - argumentował.

Tradycje gospodarskie?

Sąd Rejonowy dla Krakowa Śródmieścia przychylił się jednak do wniosku dzieci państwa L. i ustanowił ich ojca zarządcą kamienicy. "Właścicielem działki zabudowanej budynkiem wielorodzinnym przy ul. Alternatywy 39 jest Gmina Kraków. Agnieszka i Dawid L., małoletnie dzieci Jana L., są właścicielami lokali mieszkalnych nr 5 i 3. Z własnością tych lokali związany jest udział we współwłasności budynku oraz udział w użytkowaniu wieczystym działki. W budynku znajdują się dwa lokale użytkowe oraz cztery lokale mieszkalne. Trzy z nich zajmują małoletni i ich przedstawiciele ustawowi, rodzice, będący najemcami lokalu mieszkalnego nr 2. W czwartym lokalu zamieszkują osoby, nie posiadające określonych uprawnień do lokalu (rodzina byłych dozorców). Natomiast lokale użytkowe pozostają w dyspozycji wieloletnich najemców lub ich spadkobierców przy nieznacznej wysokości stawki czynszowej" - ustalał stan faktyczny sąd.

Uzasadniając postanowienie o przekazaniu Janowi L. zarządu kamienicą sąd stwierdził m.in.: "Przeprowadzone postępowanie wykazało brak porozumienia między właścicielami, co powoduje, że kamienica jest zaniedbana, brudna, zagrzybiona, brak w niej radykalnych prac remontowych poprawiających stan techniczny i podnoszących estetykę. Taki stan powoduje dalsze stopniowe pogarszanie substancji budynku. Wreszcie nieruchomość na skutek braku prawidłowego zarządu nie przynosi żadnego dochodu. Działania "reprezentującej" gminę Kraków sp. z o.o. "Kazimierz" mają charakter tylko działań doraźnych, realizujących się głównie w bieżącej obsłudze administracyjnej. Brak środków w gminie na tego rodzaju działania jest powszechnie znany.

(...)Biorąc powyższe pod uwagę, sąd uznał za konieczne wyznaczenie zarządcy dla tej nieruchomości. (...)Jan L. nie jest zaangażowany w pracę zawodową, jest rencistą. Pochodzi z rodziny o tradycjach gospodarskich. (...) Z dokonanych ustaleń wynika, iż jest osobą blisko związaną ze sprawami nieruchomości, żywotnie zainteresowaną jej problemami. Dysponującą dodatkowo odpowiednim przygotowaniem oraz środkami finansowymi, mogącymi służyć do należytego utrzymania budynku." Zdaniem sądu, sytuacja konfliktowa w kamienicy nie przekreślała predyspozycji Jana L. na stanowisko zarządcy. "Jako osoba wyznaczona przez sąd musi on działać ściśle pod jego kontrolą. Stąd brak obawy o naruszenie praw drugiego współwłaściciela nieruchomości, który może sam sygnalizować dostrzegane nieprawidłowości, a nadto wszczynać inne postępowania zmierzające do ochrony i zachowania swych praw" - brzmiało uzasadnienie.

Od orzeczenia tego radca prawny gminy wniósł rewizję. Została ona jednak odrzucona przez Sąd Wojewódzki w Krakowie.

Znikoma szkodliwość?

- Nasze obawy związane z przejęciem przez Jana L. zarządu kamienicą, niestety, nie były na wyrost - opowiadają pracownicy Zarządu Budynków Komunalnych. - Nowy zarządca rozpoczął swe "rządy" w kamienicy od wypowiedzenia umowy najmu właścicielom zakładu blacharskiego i cukierni, które zlokalizowane były w części budynku, będącej wyłączną własnością gminy. Następnie wystąpił do sądu o ich eksmisję, a w końcu odciął dopływ wody, nie tylko uniemożliwiając prowadzenie działalności gospodarczej, ale i stwarzając zagrożenie epidemiologiczne.

11 kwietnia 1997 r. radca prawny gminy Kraków wystąpił do sądu o zmianę zarządcy nieruchomości. Sprawa trafiła na wokandę po upływie niemal roku. Rodzina Ś., zajmująca mieszkanie pod "czwórką", twierdzi, że przeżywała w tym czasie gehennę. - Wykonywanie zarządu Jan L. rozpoczął od żądania wpłacania należności za czynsz i media na podane przez siebie konto bankowe. Regularnie płaciliśmy te należności, lecz na konto Zarządu Budynków Komunalnych, bowiem to gmina jest właścicielem zajmowanego przez nas mieszkania. Mimo wyjaśnienia tej kwestii przez ZBK, zarządca regularnie domagał się opłat i w kwietniu 1997 złożył w sądzie pozew o eksmisję. Sąd oddalił pozew, ale dwa tygodnie później zarządca odłączył dopływ wody do naszego mieszkania - opowiada Sławomir Ś.

Sprawa odcięcia dopływu wody trafiła do prokuratury. Doniesienie przeciwko Janowi L. złożyli Sławomir Ś. oraz jeden z najemców lokali użytkowych. Jan L. wyjaśniał, że odciął wodę, gdyż najemcy mu za nią nie płacili. Po 9 miesiącach prokuratura umorzyła dochodzenie, uznając, że stopień społecznego niebezpieczeństwa czynu był znikomy. Zażalenie na to postanowienie złożył zarówno podejrzany - Jan L. - jak i poszkodowany - Sławomir Ś. Sąd podtrzymał orzeczenie prokuratury. Zmienił tylko podstawę umorzenia postępowania. Zdaniem sądu, odłączenie dopływu wody i utrudnianie korzystania z mieszkania - w myśl nowego kodeksu karnego - nie nosi znamion czynu zabronionego.

Wyrzuci na bruk?

- W końcu zawarliśmy ugodę z zarządcą, zgodnie z którą państwo Ś. płacą na jego konto czynsz i należności za media. Lokal należy do gminy i w końcu wyegzekwujemy zwrot tych pieniędzy. Będziemy się procesować z panem L. Zawarliśmy jednak ugodę, by nie ryzykować eksmisji lokatorów. Zanim sąd podejmie decyzję, oni mogą znaleźć się na bruku - mówią pracownicy Zarządu Budynków Komunalnych.

Lokatorzy zarzucają z kolei urzędnikom opieszałość. - Nie potrafię zrozumieć, jakim sposobem w budynku wpisanym do rejestru zabytków doszło do samowolnego naruszenia struktury wewnętrznej, poprzez połączenie piwnic oraz dwóch lokali mieszkalnych, stanowiących własność gminy i pana L. Komisja Nadzoru Budowlanego dokonała oględzin kamienicy i wydała stosowne zalecenia, do których zarządca oczywiście się nie zastosował. Gmina przeszła nad tym do porządku dziennego.

Podobnie potraktowała wynajęcie przez zarządcę lokalu użytkowego, który przecież należy do gminy. Zarządca, jak może utrudnia nam życie. Wymeldował np. moją żonę i dzieci z mieszkania. Gdy zwracamy się do urzędników o pomoc, ci odsyłają nas do sądu, który ustanowił zarządcę i sprawuje nad nim kontrolę. Sąd z kolei ignoruje wszelkie nasze wnioski, twierdząc, że lokatorzy nie mogą być stroną w postępowaniu - mówi Sławomir Ś.

W marcu 1998 r. Sąd Rejonowy dla Krakowa Śródmieścia wydał postanowienie zakazujące zarządcy kamienicy wykonywania prac remontowych i adaptacyjnych w lokalach użytkowych. Ograniczył także jego obowiązki m.in. do zawierania umów o dostawę mediów, utrzymywania należytego porządku na terenie posesji, pobierania od najemców opłat za wodę i wywóz odpadów oraz zaliczek na koszty utrzymania nieruchomości. W postanowieniu nie ma mowy o zawieraniu umów o najem lokali użytkowych.

Na zarzuty lokatorów urzędnicy z Oddziału Rozwoju Mieszkalnictwa odpowiadają: - Mimo wydania przez sąd postanowienia - zgodnego z interesem gminy - nie mogliśmy podejmować żadnych działań związanych ze swobodnym dysponowaniem lokalami użytkowymi, gdyż pan L. zaskarżył postanowienie i stało się ono nieprawomocne.

Pod koniec ub. roku Sąd Okręgowy w Krakowie podtrzymał jednak postanowienie sądu rejonowego. Stało się więc ono prawomocne. Niestety, ta informacja nie dotarła dotąd do Zarządu Budynków Komunalnych. Urzędnicy, z którymi rozmawiałam, zapewniali, że nie znają ostatecznego rozstrzygnięcia.

Sam Jan L. zaprzecza większości stawianych mu zarzutów. Twierdzi, że w kamienicy nie ma żadnych problemów oraz kwestii spornych. Mówi, że wynajął jeden z lokali użytkowych jeszcze zanim zapadło orzeczenie sądowe, a zyski trafiają na konto budynku. - Ja w tym budynku tylko reprezentuję sąd. Nie jestem współwłaścicielem, a jedynie zajmuję mieszkanie po zmarłej żonie - mówi zirytowany pytaniami dziennikarza.    Ewa Kopcik

(Nazwisko zarządcy i nazwy ulic zostały zmienione)