Nasz Dziennik, 14 lipca 2000

Skandaliczna eksmisja w Poznaniu!

Z mieszkania spółdzielczego na poznańskich Ratajach eksmitowano kobietę samotnie wychowującą trójkę dzieci. Nie zalegała ona z opłatami czynszowymi, nie miała jednak uregulowanego prawa własności po zmarłym dziesięć lat temu mężu. Sposób przeprowadzenia eksmisji i nie do końca wyjaśnione powiązania Spółdzielni Mieszkaniowej "Osiedle Młodych" z prywatnym biurem obrotu nieruchomościami, biorącym udział w eksmisji, budzą wiele kontrowersji. Urszula Andrzejewska z trójką dzieci mieszkała od lat na poznańskim osiedlu Orła Białego w mieszkaniu lokatorskim, którego faktycznym właścicielem jest Spółdzielnia Mieszkaniowa "Osiedle Młodych".

Andrzejewska nie zalegała z płatnościami, jednak wczoraj została z mieszkania usunięta na wniosek Zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej. Powodem eksmisji było tzw. nieuregulowanie tytułu prawnego (art 220 prawa spółdzielczego). Pani Andrzejewska po śmierci męża w 1990 r. nie przepisała praw do korzystania z lokalu na siebie. Prawo spółdzielcze mówi bowiem, że jeżeli nie przepisze się prawnie współmałżonka jako lokatora, to z chwilą śmierci głównego najemcy współmałżonek traci wszystkie prawa do mieszkania.

- Kiedy w październiku 1990 r. zmarł mój mąż, który był członkiem spółdzielni, zgłosiłam się do administracji z aktem zgonu, nikt mnie jednak nie poinformował, że aby dalej zamieszkiwać w lokalu, za który płaciłam czynsz, muszę przeprowadzić postępowanie spadkowe - skarży się Urszula Andrzejewska. - Tylko skreślono męża z listy mieszkańców i na tym się sprawa skończyła - dodaje. Kobieta, pracująca jako pielęgniarka, samotnie wychowująca trójkę dzieci, przez ponad dziesięć lat sama opłacała czynsz. W latach 1996-98, jak sama przyznaje, miała problemy finansowe, w związku z czym, jak mówi - wystąpiło zadłużenie, jednak zostało spłacone łącznie z odsetkami.

Andrzejewska uregulowała wszystkie należności finansowe z tytułu zaległych płatności, ale niespodziewanie otrzymała od spółdzielni mieszkaniowej pismo, w którym informowano ją, iż musi opuścić mieszkanie z powodu... nieuregulowanego tytułu własności. Formalnym najemcą mieszkania był bowiem jej mąż, a skoro umarł, to nie przysługuje jej prawo do lokalu. Warunkiem przyjęcia jej w poczet członków Spółdzielni Mieszkaniowej było wpłacenie wkładu mieszkaniowego w ustalonej przez Zarząd Spółdzielni wysokości 40.523,86 zł. Pielęgniarka samotnie wychowująca trójkę dzieci nie mogła spełnić tych warunkow finansowych, więc prawomocnym wyrokiem sądu została eksmitowana.

O wyroku sądu, jak twierdzi, dowiedziała się jednak dopiero po terminie koniecznym do złożenia apelacji z pisma, które wręczył jej właściciel prywatnego Biura Obrotu Nieruchomości Jerzy Cudera. Biuro to na mocy umowy ze Spółdzielnią Mieszkaniowąa rzekomo wspiera eksmitowanych lokatorów, wynajmując im lokale zastępcze.

W czwartkowy ranek mimo protestów sąsiadów do mieszkania wkroczył w asyście policji komornik. Usunięto protestujących sąsiadów - Komornik nie bada zasadności wyroku. Wierzyciel, czyli spółdzielnia domaga się wykonania wyroku - mowił Janusz Sznajder, komornik. - Proszę się nie wtrącać, prasa nie ma za zadanie judzić - krzyczał na dziennikarzy. Obecny podczas eksmisji przedstawiciel administracji osiedla Jerzy Wasewicz kategorycznie domagał się przeprowadzenia postępowania eksmisyjnego, nie wstrzymał również tego fakt złożenia przez Andrzejewską w poznańskim sądzie okręgowym pisma apelacyjnego. - Komornik nie bada zasadności wyroku, jest tylko tzw. robolem - mówił komornik Janusz Sznajder.

Eksmisję przeprowadzono. Sprawa jednak budzi wiele pytań i kontrowersji. - Małżonek miał książeczkę założoną na mieszkanie 2-pokojowe, a ja ze swojej książeczki mieszkaniowej przelałam swój wkład, żebyśmy mogli otrzymać mieszkanie 3-pokojowe. Co się stało z tym wkładem, którego ja nie wyciągnęłam i dlaczego spółdzielnia chce teraz prawie pół miliarda starych złotych - dziwi się Andrzejewska. - Z pensji pielęgniarki mam to spłacić?  Na to pytanie prezes Spółdzielni Mieszkaniowej "Osiedle Młodych" Tadeusz Stachowski nie potrafił odpowiedzieć. Mimo że, jak twierdził, spółdzielnia informowała Andrzejewską o konieczności uzupełnienia formalności, nie potrafił pokazać dziennikarzom żadnego dowodu dostarczenia takowych pism Andrzejewskiej. - Pani Andrzejewska nie reagowała na wezwania spółdzielni, zlekceważyła je sobie - mówił Stachowski. - Nie mam obowiązku sprawdzać, czy pani Andrzejewska je otrzymała - dodał.

Nie udało nam się również dowiedzieć, dlaczego koszty przeprowadzki pokrywa prywatne biuro obrotu nieruchomościami należące do Jerzego Cudery, który również wynajmie eksmitowanej adaptowany na potrzeby mieszkaniowe strych.- Zdaniem członków zarządu spółdzielni mieszkaniowej, mimo zaświadczenia wydanego przez lekarza-ginekologa, niedopełnienia formalności nie usprawiedliwia również poważna choroba, jaką eksmitowana kobieta przechodziła w ostatnich latach. - Głowa a dupsko to coś innego - stwierdziła wiceprezes spółdzielni Lehman. Chwilę później podczas dyskusji o stanie majątkowym eksmitowanej dodała ironicznie: - Chyba ta pani nie była tak bardzo rozżalona śmiercią męża, skoro niedługo potem kupiła sobie nowe meble.

- Sąd nie zasądził dla pani Andrzejewskiej lokalu zastępczego, czy więc spółdzielnia robi źle, że zapewnia poprzez biuro lokal zastępczy - pyta Stachowski. Tymczasem rzekome zabezpieczenie jest bardzo iluzoryczne - bowiem prywatna firma może w każdej chwili podnieść wysokość czynszu bądź wymówić umowę najmu. Dziwna działalność charytatywna prywatnej firmy budzi zrozumiałe zdziwienie i nasuwa pytanie. Czyżby znaleziono już nowego najemcę? Prezes Biura Obrotu Nieruchomościami Jerzy Cudera pytany telefonicznie, odpowiedział krótko - nie wiem.

Wojciech Wybranowski