Rzeczpospolita,
10.06.00 Nr 135 Nakład 3521
Po pięciu latach nadal
nie wiadomo,
kto ma wydać decyzję
Od
urzędu do urzędu
Przez ponad pięć lat obywatel nie może doprosić się decyzji,
ponieważ nie wiadomo, kto ma ją wydać. Zaangażowane w to urzędy - minister
finansów, prezes Urzędu Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast oraz Samorządowe
Kolegium Odwoławcze w Warszawie - podsyłają sobie jedynie akta. Nikt nie czuje
się władny rozstrzygnąć sprawy. Ostatnio Naczelny Sąd Administracyjny orzekł,
że może to uczynić tylko premier.
Wojciech K. stara się o zwrot warszawskiej nieruchomości.
Związany z tym urzędniczy ping-pong trwa od 1995 r., kiedy skierował do
ministra finansów wniosek o unieważnienie decyzji jego poprzednika z 1959 r.
oraz Prezydium Rady Narodowej o przejściu działki na własność państwa.
Po roku minister doszedł do wniosku, że nie należy to do
jego kompetencji, ponieważ nie ma on żadnych uprawnień do rozstrzygania o
wywłaszczonych nieruchomościach. Wskazał na prezesa Urzędu Mieszkalnictwa i
Rozwoju Miast. Prezes UMiRM zastanawiał się przez kolejny rok i sprawę odesłał
do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Warszawie jako organu właściwego do
stwierdzania nieważności decyzji dotyczących skomunalizowanych nieruchomości
warszawskich.
W 1998 r. wniosek znalazł się w SKO, które uznało, że trafił
do niego omyłkowo. Skoro bowiem w 1959 r. w sprawie orzekał minister finansów,
to on jest dzisiaj kompetentny do jej oceny. W rezultacie pismo Wojciecha K.
wróciło znowu do ministra.
Szef resortu finansów nie pozostał bierny i w 1999 r.
powtórzył poprzednie argumenty, że w żadnym wypadku nie jest właściwy do
zajmowania się sprawą. Kompetentne jest SKO.
Jednak Kolegium, któremu minister odesłał akta, nie
zamierzało rozpatrywać wniosku Wojciecha K. Uważało bowiem, że jeśli decyzję
ostateczną (tę z 1959 r.) wydawał minister, czyli organ administracji rządowej,
to SKO jako instancja samorządowa nie może jej unieważnić. W końcu to właśnie
Kolegium wystąpiło do NSA o rozstrzygnięcie sporu. Był już rok 2000, a Wojciech
K. wciąż nie wiedział, kto załatwi jego sprawę.
Jednak i sąd nie mógł na to odpowiedzieć, gdyż odrzucił - bo
musiał - wniosek Kolegium. Sędzia Zbigniew Rausz wytknął, że Kolegium i
minister finansów nie przeczytali niestety przepisu kodeksu postępowania
administracyjnego, zgodnie z którym spory między organami administracji
publicznej, gdy jednym z nich jest minister, rozstrzyga prezes Rady Ministrów,
a nie NSA.
Skądinąd
wiadomo nam, że w podobnym sporze kompetencyjnym premier wskazał na prezesa
Urzędu Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast. Nie wiadomo tylko, czy zapowiedziane
przekształcenie tego urzędu w nowy resort rozwoju regionalnego i mieszkalnictwa
nie spowoduje, że Wojciech K. jeszcze długo poczeka na decyzję.
Danuta Frey
Leczyć się muszą urzędy
Trwającego pięć lat sporu między wysokimi urzędami o to, kto
powinien rozpatrzyć wniosek obywatela o zwrot nieruchomości, nie sposób
określić inaczej jak żenujący czy nawet kompromitujący. Ilustruje on wszystkie
grzechy administracji: przewlekłość postępowania, odsyłanie sprawy od urzędu do
urzędu, lekceważenie petenta i jego problemów. Dowodzi także, że można mieć
najlepsze przepisy - kodeks postępowania administracyjnego każe rozpatrywać
sprawy niezwłocznie - ale ich nie stosować.
Trudno doprawdy zrozumieć, dlaczego żaden z urzędników nie
sprawdził w kodeksie, który mówi dokładnie, kto rozstrzyga takie spory. Jest to
zaniedbywanie swoich powinności, z oczywistą szkodą dla interesów człowieka,
który nie może doczekać się ważnej dla niego decyzji.
Nie
ma co się łudzić, że jest to odosobniony przypadek, choć administracja pracuje
lepiej niż kiedyś. Ale tak jak kiedyś nie docenia znaczenia przepisów. Często
wychodzi to na jaw przed Naczelnym Sądem Administracyjnym. Sam sąd nie naprawi
jednak wszystkich błędów. Leczyć się muszą urzędy.
Danuta Frey